Żyć tak jak chcę, a nie tak jak muszę – kilkukrotnie wracały do mnie te słowa podczas powrotu do Warszawy.
Ostatni weekend był obłędny, (zresztą jak większość slow weekendów), ale ten był wyjątkowy pod wieloma względami. Urodziny mojego chłopaka okazały się być idealnym pretekstem do zorganizowania kolejnego wyjazdu w duchu slow. Od poszukiwań idealnego miejsca do podjęcia finalnej decyzji jak zwykle upłynęło trochę czasu – u mnie jest to po prostu proces w którym muszę wykonać poszczególne kroki. Zastanawiam się nad regionem, przeglądam dziesiątki ofert, sprawdzam je równocześnie na kilku różnych platformach, czytam o Gospodarzach – po przejściu tego cyklu kilka razy, podejmuję decyzję. Tak też trafiliśmy do Owczarni Lefevre, położonej na warmińskiej wsi.

Owczarnia Lefevre to ekologiczna farma na kolonii, którą prowadzi polsko-francuskie małżeństwo, Magda i Stephane. Szukali ciszy i spokoju z dala od miasta, chcieli żyć zdrowo i samowystarczalnie dlatego też zdecydowali się porzucić życie w najpiękniejszej stolicy świata – w Paryżu, i przenieśli się do Kiersztanowa.
Od pierwszej rozmowy z nimi czułam dużo dobrej energii i ciepła. Stephan żartobliwie zapytał: „skąd jesteście? pewnie od wariatów?”. Pytanie, które na długo utkwiło mi w pamięci – tak, żyjemy w wariackim mieście i w wariackim tempie. Zostawiam Was z tym pytaniem.
Myślę, że spokojnie mogę nazwać te farmę oazą spokoju – otaczają ją same łąki i lasy. Jedynymi głosami jakie do Was docierają to muczenie krów, śpiew ptaków…no i może czasem w oddali jakiś traktor sąsiada.

Symbolem Owczarni są tak zwane „dziewczyny’, pieszczotliwie nazywane przez Gospodarza stado owiec. Stephane zajmuje się produkcją serów do której wykorzystuje stare, francuskie receptury. Są obłędne!! (ps. na poczet wyjazdu zrezygnowałam z diety wegańskiej i wiecie co totalnie tego nie żałuję!).
Nie myślcie sobie, że owczarnia Lefevre to tylko owce. Na ponad 30 hektarach urodzajnych ziem dzieją się wspaniałe rzeczy: ekologiczny ogród warzywny, pasieka czy poletko pod planowaną uprawę winorośli, a na wiosnę/lato Gospodarze prowadzą Teatr Niezbyt Zwyczajny.

Ten weekend to hedonizm w czystej postaci i przede wszystkim rozpusta dla naszego podniebienia. Codziennie byliśmy zaskakiwani obfitymi śniadaniami, gdzie królowały sery, konfitury (które robi Magda są fenomenalne!) i sezonowe warzywa, a także obłędne śródziemnomorskie kolacje.
Do Warszawy wracam nie tylko z pełnym brzuchem i wypoczętą głową, ale także z dużą ilością przemyśleń. Być może zabrzmi to trywialnie, ale każdy z nas jest panem swojego losu i każdy z nas może żyć tak jak chce, a nie tak jak chce system.
Ja chce wolności, natury i spokojnego rytmu, a Wy czego chcecie?